niedziela, 14 września 2014

Rozdział 2

godz. 19:03
29 kwiecień, Sydney

-Zrobiłaś to specjalnie. - fuknęła niezadowolona Erica gdy spostrzegła mnie w drzwiach do swojej łazienki. Akurat kończyła nakładać makijaż choć zdecydowanie lepiej wyglądała bez tej całej tapety.
-Ale co? - spojrzałam na nią zdezorientowana.
-Wyglądasz mega seksownie. - przyznała, a moje policzki oblał delikatny róż.
-Przesadzasz. Ty wyglądasz o wiele lepiej. W sumie jak zawsze.
-Twoja kiecka krzyczy "pieprz mnie". Czy przypadkiem nie jest trochę za krótka? - zachichotała malując usta intensywnie czerwoną szminką.
-Zazdrościsz bo chociaż raz wyglądam niesamowicie. - udawałam urażoną, a ona wydęła dolną wargę, patrząc na mnie.
-Owszem zazdroszczę bo już widzę jak te wszystkie dupeczki ślinią się na twój widok, a nie mój. - powiedziała, odkładając szminkę na półkę. Zrobiła zabawny dzióbek do lustra co wywołało u mnie cichy chichot.
-Okay, musimy iść. - powiedziałam, gdy zauważyłam, że blondynka chce coś powiedzieć - O dziewiętnastej miałaś być gotowa tymczasem jest dziesięć po.
-Nie oceniaj mnie. Dobrze wiesz, że kilka minut spóźnienia to u mnie rytuał. - stwierdziła, wymijając mnie w drzwiach. Gdy przeszła obok, jej zapach perfum rozniósł się po całym holu. Nie przepadałam za ludźmi, którzy przeginają z perfumami ale Eri była wyjątkiem.
Przed wyjściem z jej domu pożegnałyśmy się z panią Greene. Erica powiedziała jej, że idziemy na niewinną imprezę do jednego z naszych przyjaciół. Kobieta jak zawsze uwierzyła córce w małe kłamstwo i życzyła dobrej zabawy.
Opuszczając dom potknęłam się kilka razy o własne nogi. Szłyśmy bardzo szybko w stronę samochodu blondynki ponieważ czas uciekał, a impreza nie będzie na nas czekać. Naprawdę chciałam się dobrze bawić. Myśl o tym, że impreza może się źle odbyć przyprawiała mnie o zawroty głowy. Rodzice już i tak zniszczyli mi dzień rozmową na temat pracy i ich wyjazdu. W mojej głowie rodziła się chęć upicia i zapomnienia o wszystkim co złe, lecz to jak zawsze skończyłoby się jedną wielką porażką.
-Ziemia do Cindy, wsiadasz czy mam jechać sama? - zawołała Erica z wnętrza swojego małego, czerwonego cudeńka.
-Um... już, już. - mruknęłam pod nosem i zajęłam miejsce pasażera - Przepraszam, zamyśliłam się.
-Widziałam. - zachichotała - Weź wyluzuj. Impreza będzie zajebista i dobrze wiem, że ty też to wiesz.
Zaśmiałam się cicho słysząc dobór jej słów. Jak zawsze miała rację. Czułam, że ta impreza będzie cudowna i w pewnym rodzaju wyjątkowa, lecz cały czas nie wiedziałam dlaczego. Samo to jak miała wyglądać zachęcała setki osób aby na nią przyjść, lecz czy tak wielka zabawa nie kryje za sobą pewnego rodzaju tajemnicy?
Erica odpaliła swój czerwony samochodzik, którego nigdy nie potrafiłam zapamiętać marki. Zapięłam pasy ze względów bezpieczeństwa, natomiast blondynka obok uznała, że nie chce pognieść swojej imprezowej kreacji. Opuściłyśmy teren posiadłości państwa Greene w rytmie piosenki Rihanny, która właśnie leciała w radiu.
Niesamowite jak dobry wpływ ma moja przyjaciółka na moje samopoczucie i humor. Promieniuje od niej dobrą energią, która w kilka minut potrafi przejść na mnie. Za żadne skarby świata nie chciałabym jej stracić.

godz. 19:35
Budynek gdzie rzekomo odbywała się huczna impreza z zewnątrz wyglądał jak stara opuszczona fabryka. Nie zachęcał aby wejść do środka, lecz tłumy ludzi zbierały się przy drzwiach wejściowych. Już z samego samochodu widziałam wielu bardzo przystojnych chłopaków.
-Nie mogę się doczekać żeby tam wejść. - pisnęła podekscytowana Erica - Niesamowity klimat, o mój Boże.
-Uspokój się. To tylko jakaś stara fabryka. - mruknęłam uspokajając ją.
-Dziewczyno, błagam cię. Wyluzuj w końcu i pamiętaj, że pozory mylą. - uśmiechnęła się do mnie zadziornie i wysiadła z auta. Przewróciłam oczami i również opuściłam samochód przyjaciółki.
We dwie ruszyłyśmy w stronę tłumu, który za wszelką cenę chciał się dostać do środka. Przepchałyśmy się na sam początek kolejki czekając aż mężczyzna, który umożliwia wejście do klubu zwróci na nas uwagę. W pewnym momencie poczułam jak ktoś wypala dziurę w moich plecach. Rozglądnęłam się, lecz nie zauważyłam żeby kogoś wzrok był zwrócony na mnie.
-Specjalne zaproszenie. - usłyszałam jak Eri mówi do muskularnego mężczyzny przy wejściu.
-Nazwisko?
-Greene... Erica Greene. - uśmiechnęła się do niego zalotnie na co znów przewróciłam oczami.
Szatyn przez dłuższą chwilę szukał nazwiska przyjaciółki na liście. W tym czasie ponownie zdążyłam się rozejrzeć dookoła. Calutki czas czułam jak ktoś mnie obserwuje. Dziwne uczucie mnie nie opuszczało dopóki mój wzrok nie zetknął się z brązowymi tęczówkami wysokiego, niesamowicie przystojnego chłopaka o ciemnych włosach. Patrzyłam na niego niczym na anioła. Wydawał się być idealny, a zarazem tajemniczy i niepokojący. Mój wzrok nie opuszczał go ani na sekundę póki ręka przyjaciółki nie wciągnęła mnie do środka budynku.
-Chyba już ktoś ci wpadł w oko. - zachichotała, ciągnąc mnie wzdłuż ciemnego korytarza.
-Nie. Po prostu hm...
-Dobra, nie musisz się tłumaczyć. - zaśmiała się ale szybko ucichła gdy naszym oczom ukazał się nowiutki klub. Ciemne pomieszczenie oświetlone czerwonymi i fioletowymi światłami, niesamowicie głośna, dobra muzyka, a przy ścianach sześcioosobowe stoliki.
-Ja pierdziele. - powiedziała w zachwycie blondynka - Cindy ty też to widzisz?
-Tak, wow. - mruknęłam skanując każdy zakamarek pomieszczenia.
-A nie mówiłam? - dźgnęła mnie palcem w bok i ruszyła w kierunku baru, który jako jedyny był oświetlony pomarańczowym światłem.
Zdecydowałam na razie nic nie kupować i zajęłam miejsce przy jednym z wolnych stolików. Z każdą chwilą sala robiła się coraz bardziej tłoczna. Nieświadomie zaczęłam szukać w tłumie chłopaka, który swoimi pięknymi brązowymi oczami obserwował każdy mój ruch przed klubem. Niestety moje poszukiwania były na marne ze względu niesamowicie wielką ilość znajdujących się tu ludzi.
-Co tak piękna dziewczyna robi tu sama? - usłyszałam męski głos zaraz obok. Gdy spojrzałam na chłopaka zobaczyłam przystojnego bruneta, który uśmiechał się do mnie słodko.
-Nie sama tylko z przyjaciółką. - odpowiedziałam posyłając mu swój zadziorny uśmieszek.
-Z przyjaciółką? Ale bez żadnego towarzysza. - stwierdził przysuwając się bliżej mnie na co automatycznie się odsunęłam.
-Bez i jak na razie nie zamierzam żadnego mieć.
-Niedostępna? Takie najlepsze. - zamruczał do mojego ucha - Drinka? - zapytał, a jego słodki uśmieszek zmienił się w zadziorny, który od razu dodał mu kilka lat.
-Jasne, czemu nie? - mruknęłam, a chłopak od razu wstał i skierował się w stronę baru.
Razem z Eri wprowadziłyśmy zasadę, która tak naprawdę jest idiotyczna ale skuteczna. Jeśli na imprezie chłopak proponuje ci kupno czegoś nigdy nie odmawiaj. Po co masz wydawać swoją kasę na napoje alkoholowe lub przekąski skoro może to zrobić chłopak, który uważa, że jesteś "niezłą sztuką"? No właśnie...
Dłuższą chwilę siedziałam sama przy jednym z większych stolików. Wokół wszyscy świetnie się bawili, a na moje usta wkradł się lekki uśmieszek widząc uśmiechniętą Eri, która tańczyła z zielonowłosym, wysokim chłopakiem. Prawdę mówiąc mógł się tylko wydawać wysoki ponieważ przyjaciółka jest dość niska jak na dziewczynę w swoim wieku. Wyjątkowo ubrała na imprezę czarne balerinki co było trochę nie w jej stylu.
Chłopak uważnie jej się przyglądał jakby próbował zapamiętać każdą, najmniejszą rysę jej twarzy. Wyglądało to dość podejrzanie z mojej perspektywy ale gdyby była tu moja mama powiedziałaby, że zdecydowanie przeginam. Czasem faktycznie miała rację ale moje podejrzenia również dość się często się sprawdzały.
-O to drink dla ciebie. - spojrzałam na chłopaka, który dziesięć minut temu poszedł po napoje alkoholowe dla mnie i dla siebie.
-Dzięki. - posłałam mu lekki uśmiech, biorąc z jego ręki szklankę z różową słomką.
-Nie zdradziłaś mi jeszcze swojego imienia. - odparł siadając naprzeciwko mnie.
-Cindy. - powiedziałam krótko, powoli sącząc swojego drinka.
-Sweeney? - spytał, natychmiastowo zwracając mój wzrok na siebie.
-Skąd wiesz?
-A kto nie wie? - zaśmiał się - Państwo Sweeney posiadają najlepszy hotel i najseksowniejszą córkę w całym mieście.
Przewróciłam oczami słysząc drugą część zdania, którą wypowiedział brunet. Nie lubiłam gdy ludzie kojarzyli mnie z powodu posiadania rodziców sukcesu. Czasem pragnęłam zostać szarą myszką, o której mało kto wie... tak jak w tym momencie.
Gdy chłopak kontynuował swoją wypowiedź na temat mnie i tego co o mnie wie po raz kolejny spojrzałam w stronę Eri i jej towarzysza do tańca. W tym samym momencie moje niebieskie tęczówki spotkały się z jego pełnym grozy spojrzeniem. Przypominał kota, który właśnie zobaczył mysz do schrupania na kolację. Jego spojrzenie mroziło krew w żyłach, a ja nie potrafiłam przestać na niego patrzeć. Czułam, że jeśli odwrócę wzrok choć na sekundę zdarzy się coś złego.
-Cindy, halo, zatańczysz? - głos chłopaka z naprzeciwka odbił się echem po mojej głowie, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna.
Skinęłam niepewnie głową i spuściłam na chwilę wzrok. Zaistniała kilka minut temu sytuacja nie była w najmniejszym stopniu normalna. Groza, która widziałam w oczach nieznajomego zielonowłosego sprawiła, że w środku panikowałam jak dziecko bojące się ciemności. Czego on ode mnie chciał? Może tylko pomyliły mu się osoby?
Wzdychając cicho, podeszłam do bruneta, który czekał na mnie z wyciągniętą ręką. Chwyciłam jego dłoń i razem poszliśmy na parkiet, gdzie setki ocierających się o siebie ludzi "tańczyło". Jak na złość w tym samym momencie puszczono wolny kawałek. Uśmiechnięty chłopak przyciągnął mnie bliżej siebie, kładąc dłonie na moich biodrach. Nasza bliskość działała na mnie bardzo niekomfortowo dlatego moje policzki w momencie stały się czerwone. Dziękowałam Bogu za to, że mimo czerwonych i fioletowych świateł w pomieszczeniu było dość ciemno.
Niepewnie owinęłam rękami jego szyję poruszając się powoli w rytm lecącej piosenki. Tańczyłam z chłopakiem, którego nie znam nawet imienia, natomiast on wiedział o mnie za wiele. Nie potrafiłam się przy nim rozluźnić. Był przystojny, miły i uroczy, a ja za mało pijana żeby dać mu się omamić.
-Jesteś niesamowicie seksowna. - usłyszałam jego cichy lecz gorący szept, przy swoim uchu. Poczułam dziwny ale przyjemny skurcz żołądka na wypowiedziane przez niego słowa. Przygryzłam lekko wargę i podniosłam głowę aby móc na niego spojrzeć. Jego błyszczące w słabym świetle błękitne oczy od razu odnalazły moje. Lekkie motylki pojawiły się w moim brzuchu, a twarz chłopaka w tym samym momencie niesamowicie się rozpromieniła. Zachichotałam cicho na ten widok, a on niebezpiecznie zbliżył się do moich ust. Dzieliły nas dosłownie milimetry gdy muzyka została wstrzymana po głośnym strzale, który rozległ się w całym pomieszczeniu, jak nie budynku.
Odskoczyłam od bruneta jak poparzona ciepłą wodą. Wszyscy ludzie z przerażeniem patrzyli na siebie nawzajem.
Bez przerwy rozglądałam się wokoło pragnąc znaleźć osobę, która w tym o to pomieszczeniu posiada broń. Nikt nie wydawał się być podejrzany, a jednak strzał był wyraźnie słyszany.
Mój wzrok bez przerwy uważnie lustrował każdą twarz znajdującą się w klubie. Wszystkie wyglądały tak samo. Strach, przerażenie, panika i szok. Nie znalazłam choć jednej osoby, która nie stała w miejscu, spięta zaistniałą sytuacją.
W pewnym momencie idealną ciszę przerwały kolejne dwa strzały i głośny krzyk. Gwałtownie spojrzałam w stronę chłopaka, z którym jeszcze przed chwilą tańczyłam wolny taniec. Upadł na ziemię głośno krzycząc z bólu. Moje oczy otworzyły się jeszcze szerzej gdy ujrzałam jak czerwona ciesz wydostaje się z pomiędzy palców jego prawej dłoni, którą trzymał na klatce piersiowej. Z każdą sekundą jego krzyki cichły, a mój strach się zwiększał. On umierał ponieważ obydwa strzały dotknęły właśnie jego. Na parkiecie gdzie jeszcze przed chwilą tłumy ludzi bawiły się w najlepsze pojawiała się coraz większa plama krwi.
Drugi strzał zaś został wycelowany w jego plecy. Czarno-biała koszula w kratkę, którą miał właśnie na sobie praktycznie cała była w soczyście czerwonej cieczy. Po kilku sekundach, które dla mnie trwały w wieczność jego głos całkowicie ucichł bo... umarł.
Oddychałam szybko widząc jak oczy nieżywego bruneta są wlepione prosto we mnie. Strach, który odczuwałam był wręcz nie do opisania ale nie potrafiłam przestać na niego patrzeć.
Nie obchodziły mnie krzyki spanikowanych ludzi, którzy w popłochu opuszczali klub. Nie potrafiłam się ocknąć. Wszystko stało się tak szybko, a ja nawet nie zdążyłam zareagować, pomóc mu czy nawet ocalić jego życie. Jego ciało właśnie leży przede mną nieżywe, a jeszcze kilka minut temu było bliskie zasmakowania moich ust.
Byłam nieobecna. Nie umiałam uwierzyć, że osoba będąca, bądź już nieobecna w tym pomieszczeniu miała broń i tak od niechcenia odebrała życie przypadkowemu, bezbronnemu człowiekowi.
W środku moja dusza krzyczała z przerażenia, lecz z zewnątrz wyglądałam jakbym umarła razem z nim. Wpatrywałam się w te piękne niebieskie tęczówki mając nadzieję, że za kilka minut obudzi mnie budzik, a ciepłe promienie słońca uderzą w moją twarz.
Z moich ust wydostał się głośny krzyk, gdy kogoś silne ręce owinęły mnie w talii i przyciągnęły do swojej klatki piersiowej. Zacisnęłam mocno oczy i można powiedzieć, że dopiero w tym momencie odzyskałam świadomość.
Na sali nie było już nikogo. Z desperacją rozglądałam się na prawo i lewo, szukając przyjaciółki, której mogłabym rzucić się w ramiona i wypłakać, tym samym pozbywając się wszystkich emocji kłębiących się w środku mnie.
Zaczęłam wyrywać się osobie, która trzymała mnie w uścisku. Niestety była o wiele silniejsza ponieważ ręce z każdym moim ruchem coraz mocniej zaciskały się na mojej talii, wywołując coraz to silniejszy ból.
-Uspokój się księżniczko. - głos który usłyszałam sprawił, że momentalnie się uspokoiłam. Był na tyle gorący bym zapragnęła usłyszeć go jeszcze raz, lecz słowa wypowiedziane przez chłopaka, który właśnie utrudniał mi oddychanie były przepełnione nienawiścią i pogardą.
Chciałam odwrócić się przodem do niego i zobaczyć kim jest. Spytać dlaczego wciąż mnie tu trzyma i czy tak samo jak ja widział jak ten niewinny brunet oddycha ostatkami swoich sił, przeżywając ostatnie chwile swojego życia.
-To była próba. - zamruczał, przygryzając płatek mojego prawego ucha - Ja i mój przyjaciel nie trafiliśmy w ciebie żadnym strzałem, a w tego gnoja co oznacza, że jeszcze przez jakiś czas będziesz żyła. Gratulacje panno Sweeney.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wattpad