niedziela, 14 września 2014

Rozdział 1

godz. 11:13
29 kwiecień, Sydney

Ćwierkot ptaków, blask porannego, ciepłego słońca i… krzyki sąsiadów, którzy nie potrafią wytrzymać choćby pięciu minut bez wrzasków i spięć. Tak, właśnie te odgłosy zadecydowały o przerwaniu mojego głębokiego i przyjemnego snu.
Otworzyłam oczy od razu przecierając je zewnętrzną stroną dłoni. Z moich ust wydostało się głośne ziewnięcie, a rozczochrane kosmyki blond włosów opadły na moją twarz.
Rozglądnęłam się po pokoju w celu znalezienia swojej komórki. Dziwiłam się, że budzik jeszcze nie zadzwonił. Pogoda za oknem była piękna i bezchmurna, a miasto tętniło życiem. Zdecydowanie zaspałam.
Leniwie podniosłam się z łóżka i podeszłam do biurka, na którym leżał biały iPhone. Widząc godzinę na wyświetlaczu telefonu szeroko otworzyłam oczy. O dwunastej jestem umówiona z rodzicami w Starbucks’ie, a zanim się ogarnę i dotrę na miejsce miną wieki.
W mgnieniu oka znalazłam się w swojej małej garderobie szukając czegoś w czym mogę pokazać się w miejscu publicznym. Wybór był niesamowicie trudny ponieważ znajdujące się tu ubrania były cudowne, a przede wszystkim moje. Po dłuższej chwili wybierania zdecydowałam się na czarny top powyżej pępka z logiem Batmana, krótkie, jasne, jeansowe spodenki, czarne nadkolanówki i czarne Vans’y. Szybko wrzuciłam to wszystko na siebie i pobiegłam do łazienki ogarnąć twarz i włosy.
Odbicie w lustrze nieco mnie przeraziło. Odstraszający nieład na głowie, lekko podkrążone oczy i rozmazany tusz do rzęs, którego najwidoczniej nie zmyłam wcześniejszego dnia. Włożyłam dłonie pod strumień zimnej wody, która leniwie lała się z kranu. Przemyłam twarz domywając przy okazji pozostałości makijażu. Wyszczotkowałam szybko i dokładnie zęby, a włosy zostawiłam rozpuszczone i idealnie poczesane.
Wzięłam w dłoń eyeliner, robiąc dokładną kreskę na jednej i drugiej powiece. Mając bardzo mało czasu nie chciałam zawracać sobie głowy nałożeniem cieni. Ostatecznie pomalowałam usta malinowym błyszczykiem po czym uznałam, że jestem gotowa.

godz. 12:05
-Spóźniona. - odparła mama skanując mnie wzrokiem od stóp do czubka głowy - Usiądź, mamy ci coś do powiedzenia. - dodała i wskazała krzesło naprzeciwko niej i taty.
Nie chciałam się sprzeczać i bronić bo nie chciałam jej zdenerwować. I tak do tej pory wyjątkowo łagodnie mnie traktowała. Mam dużo swobody co z jednej strony mi bardzo pasuje, lecz z drugiej nasuwa wątpliwości. Nie raz obydwoje widzieli mnie pijaną czy na kacu. Nie mieli z tym dużego problemu co trochę mnie zabolało bo czy rodzic nie powinien reagować w takich momentach?
-O co chodzi? - spytałam gdy zajęłam wyznaczone miejsce.
-Jesteś cudowną i piękną córką, z którą nigdy nie mamy problemu. - zaczęła swoją przemowę - Ale ze względu na twój wiek postanowiliśmy ci znaleźć pracę. - spojrzała na tatę, który nieszczególnie interesował się naszą rozmową, lecz skinął głową aby zrobić wrażenie zaangażowanego w pogawędkę.
-Proszę? Przecież dajecie mi kieszonkowe i opłacacie czynsz za mieszkanie. Po co mi praca? - zapytałam starając się nie pokazać swojego zaskoczenia.
-Po to żebyś się trochę usamodzielniła. - powiedziała spokojnie, ściskając dłoń taty, która leżała na stoliku - A przy okazji będziesz zarabiała dodatkowe pieniądze. Nie cieszy cię to?
Nie wierzę, że mama myśli, że zależy mi tylko na pieniądzach. Podoba mi się życie, które prowadzę do tej pory dlatego nie chcę wprowadzać żadnych zmian. Nie potrzebuję większej ilości pieniędzy. Moim zdaniem i tak za dużo dostaję w kieszonkowych, lecz nie powinnam w ogóle narzekać. Tyle ile ja dostaję na miesiąc przeciętny nastolatek nie dostaje nawet w rok.
-Szanuję wasze zdanie ale nie chcę pracować. - powiedziałam, a na czole mamy pojawiła się zmarszczka.
-Za późno. - odezwał się w końcu tata - Będziesz pomagała Sue i Charlie na recepcji w naszym hotelu. Uwierz, w ogólnie nie włożysz w to wysiłku.
Cudownie. Pomoc na recepcji oznacza pracę z ludźmi, a raczej dla ludzi. Codzienne widywanie nowych twarzy i sztuczny uśmiech dla lepszego wrażenia. Poważnie? Już bym wolała dostać coś bardziej ambitnego jak kasjerka, kelnerka czy nawet pokojówka.
-Kiedy zaczynam? - westchnęłam cicho, spuszczając wzrok na ulotkę z menu Starbucks’a.
-Spokojnie. Dopiero za dwa tygodnie w środę. - uśmiechnął się kiedy usłyszał moje słowa jednoznaczne ze zgodą na przyjęcie pracy.
-Cindy, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę i jak bardzo jestem dumna. - powiedziała blondynka z szerokim uśmiechem na ustach wywołującym lekkie zakłopotanie.
Nie miałam nic do powiedzenia, a przede wszystkim nie miałam pojęcia co powiedzieć. Propozycja pracy z ich strony była dla mnie zupełnie czymś nowym i zaskakującym. Nowym wyzwaniem w życiu, które prowadziłam do tej pory. Będę musiała ograniczyć luz i zobaczyć jak wygląda prawdziwe życie. Nie życie bogatej, pustej, rozwydrzonej nastolatki, za którą wszyscy mnie mają, a życie człowieka, który sam troszczy się o swoje utrzymanie i dach nad głową.
-Kolejna sprawa. - zaczął tata - Pracę zaczynasz tylko dlatego za dwa tygodnie ponieważ ja i mama jedziemy w delegację na czternaście dni o ile wszystko pójdzie zgodnie z planem.
-Gdzie jedziecie? - spytałam zwracając na niego wzrok.
-Lecimy. - poprawiła mnie mama. - Do Miami. Tata ma tam trzy bardzo ważne konferencje. Musi się na nich zjawić inaczej możemy stracić hotele w Sydney, Melbourne i Perth. - skończyła i zwróciła na niego wzrok.
-Przy okazji zrobimy sobie krótkie wakacje i wyjazd może się przedłużyć. - dodał i cmoknął mamę w usta co było trochę dziwne i nieprzewidziane w zaistniałej sytuacji.
-Przecież dopiero co byliście w Mediolanie na rocznicy ślubu. - jęknęłam jak małe dziecko - To nie fair, że jeździcie po całym świecie, a ja cały czas siedzę w Sydney.
-Masz dziewiętnaście lat. Możesz robić co chcesz. Teraz ty decydujesz o swoim życiu. - blondynka oburzyła się i uderzyła płaską dłonią w stół - Nie miej pretensji bo to ciebie coś tu wciąż trzyma.
Po tych słowach nie miałam serca się odezwać. Wypowiedziane przez mamę zdania spowodowały niemały skurcz w moim sercu. Miała rację. Cały czas coś mnie tu trzyma i nie pozwala odejść. Miasto, w którym się urodziłam, wychowałam, a także dorastałam znaczyło dla mnie więcej niż innym może się wydawać. Wspomnienia, przeżycia i niezapomniane chwile są najcudowniejszą pamiątką jaka może zostać z przeszłości, a poszczególne zakątki Sydney są ich sporą częścią. Zdecydowanie powinnam się mniej przywiązywać do wszelkich rzeczy, miejsc czy ludzi.
-Kochanie, masz spotkanie z prezesem za dwadzieścia minut. - z zamyślenia wyrwał mnie głos mamy.
-Dobrze, że mi przypomniałaś. Cindy, ostatnia sprawa. - zwrócił się do mnie tata - Wyjeżdżamy jutro o szóstej rano, więc teraz widzimy się prawdopodobnie ostatni raz.
-Mhm. - mruknęłam nie czując chęci do dalszej rozmowy.
-Naszym domem zaopiekuje się babcia Julietta. - odparła mama - Natomiast Rachel ma urlop. Nie będzie cię kontrolowała tak jak zazwyczaj podczas naszej nieobecności. Musisz sobie poradzić sama.
Po kilku sekundach, gdy słowa kobiety dotarły do mojego mózgu gwałtownie podniosłam na nią wzrok. Rachel była moją nianią do dwunastego roku życia. Później stała się kimś w rodzaju sługi moich rodziców. Robiła wszystko co jej kazano, lecz wszystko mam na myśli sprawy związane ze mną. Podczas ich wszelakich wyjazdów kontrolowała mnie, co dwa dni robiła zakupy do mojego domu lub przynosiła comiesięczne kieszonkowe.
-Czyli w pewnym sensie będę miała pełną swobodę? - spytałam ostrożnie i wolno wypowiadając te słowa.
-Już teraz masz pełną swobodę. Jeszcze ci mało? - oburzył się tata siadając prosto na krześle.
-Nie. Znaczy um…
-Koniec tematu. Naprawdę musimy się zbierać. - wtrąciła mama - Jasper to spotkanie również jest bardzo ważne. Nie możesz się spóźnić.
Mężczyzna westchnął i niechętnie wstał od stolika. Posłał mi ostrzegawcze spojrzenie i ruszył ku drzwiom bez powiedzenia nawet najkrótszego “pa”. Natomiast blondynka pomachała mi swoją drobną dłonią i szybkim krokiem pognała za tatą.
Uderzyłam czołem w stolik, a z ust wypuściłam głośne powietrze. Nieobecność rodziców w mieście jest czasem jeszcze gorsza niż ich obecność. Jestem bardziej pilnowana, a z niewykrytych przeze mnie źródeł wiedzą czy u mnie wszystko w porządku i jak się mam. Podejrzewam, że do tej pory Rachel była ich “wtyczką” ale teraz na szczęście jest nieobecna. Może faktycznie w końcu poczuję co to prawdziwa swoboda?

godz. 13: 46
Wygodnie usadowiłam się na czarnej kanapie pośrodku salonu, przebrana w czarną bokserkę na ramiączkach i szare dresy. Wzięłam pilot w dłoń i włączyłam telewizję, chcąc spędzić dzień, nie myśląc o niczym co może mi zniszczyć humor.
Sięgnęłam po pudełko z czekoladowymi lodami, które wcześniej położyłam na szklanym stole. Spojrzałam na ekran gdzie właśnie leciał SpongeBob. Momentalnie przełączyłam na inny kanał, nie mając ochoty na oglądanie powtórek. Tak, oglądam serial o tym małym, żółtym zjebusie. Jest częścią wspomnień z dzieciństwa, a też nie rozumiem jak można go nie kochać.
W Sydney coraz, więcej nowych mieszkańców. Hotel Rise i hotel Change wynajęły przybyszom już prawie wszystkie swoje apartamenty. - powiedział wysoki, siwy mężczyzna w telewizji - Oszacowano, że tymczasowo przybyło tu ponad tysiąc osób. Sydney niesamowicie się wzbogaci, lecz czy przestępcy z Melbourne nie zmienią miejsca swoich ataków? - odparł, a kamerę przełączono z powrotem do studia gdzie wszystko było nadawane na żywo.
W czasie wypowiedzi prezentera nieświadomie zdążyłam zjeść jedną czwartą lodów. Gdy miałam zamiar wziąć do buzi kolejną łyżeczkę w całym salonie rozniosły się słowa piosenki Demi Lovato, która była moim nowym dzwonkiem od kilku dni. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Eri przez co bez najmniejszego namysłu odebrałam połączenie.
-Cindy, Cindy, Cindy… Mam propozycję nie do odrzucenia. - powiedziała radośnie do telefonu gdy tylko usłyszała, że odebrałam.
-Słucham uważnie. - zaśmiałam się słysząc ton, którego właśnie używała.
-Dziś w centrum miasta jest otwarcie nowego klubu. Koniecznie musimy tam iść. - zapiszczała przez co na moment musiałam odsunąć telefon od ucha.
-Dzisiaj? - zajęczałam do słuchawki, lekko przygryzając wargę - Nie mam za bardzo siły i ochoty.
-Żartujesz?! - krzyknęła oburzona - O północy będą fajerwerki tak jak w Nowy Rok, najlepszy w mieście alkohol i najseksowniejsze ciacha jakie istnieją na tym pieprzonym świecie. Musisz ze mną pójść bo inaczej nigdy ci tego nie wybaczę.
-No dobra. - znów się zaśmiałam - Ale jeśli jakiś koleś wpadnie mi w oko masz mi go nie zabierać, rozumiesz?
-Masz to jak w banku. - zachichotała - Może poderwiemy jakieś przystojniaczki z Melbourne.
-Dobra, przestań - zaśmiałam się - Chłopaki nie są najważniejsi.
-Dla mnie są. - oburzyła się - Impreza bez chłopaków to jak auto bez opon.
-Skomentowałabym ale chyba sobie odpuszczę.
-I bardzo dobrze. - warknęła, lecz dobrze wiedziałam, że było to udawane.
-Coś jeszcze masz mi do powiedzenia czy to już wszystko? - spytałam.
-Auć, co tak ostro? Nie w humorze?
-Może troszkę. Skąd wiesz?
-Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. - prychnęła - Znam cię lepiej niż twoja matka.
-Nie zaprzeczę. - powiedziałam niechętnie gdy w tym samym momencie przypomniała mi się dzisiejsza sytuacja.
-W takim razie kończę. - powiedziała łagodnie, a lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Ona mnie rozumiała - Potrzebujesz chwilowego spokoju ale pamiętaj, że spotykamy się o dziewiętnastej pod moim domem.
-Pa, Eri. Nie zapomnę. - powiedziałam cicho, a w telefonie zapiszczał sygnał zakończonego połączenia.
Rzuciłam sprzętem na drugą połowę kanapy i wyłączyłam szybko telewizor. Spojrzałam na pudełko z lodami, a myślami odleciałam do całkowicie innego świata.
Głośna muzyka zagłuszająca wszystkich i wszystko, zapach papierosów i alkoholu unoszący się w gęstym i gorącym powietrzu, setki dobrze bawiących się osób, a pośród nich ja i moja przyjaciółka. W tym momencie zdecydowanie właśnie tego potrzebowałam, a dzisiejsza impreza wydawała się wręcz idealna. Luz i swoboda to jest teraz dla mnie najważniejsze.

1 komentarz:

  1. świetne!
    czytałam już to na wattpadzie, ale zdecydowanie lepiej mi się czyta tutaj
    czekam na 6 (i 2 haha) rozdział

    xx

    OdpowiedzUsuń

Wattpad