niedziela, 14 września 2014

Rozdział 3

godz. 23:44
29 kwiecień, Sydney

~*Calum's POV*~
Cały czas przed moimi oczami znajdował się obraz przestraszonej blondynki, przyciśniętej do mojej klatki piersiowej. Różany zapach blond włosów i to jak idealnie jej ciało pasowało do mojego cholernie utrudniało mi wykonanie wyznaczonej przez siebie roboty.
Gdy Michael przyszedł powiedzieć, że nasz cel znajduje się na tej pieprzonej imprezie postanowiłem zacząć kolejną rundę swojej gry.
Ashton, najstarszy z nas miał najlepszy dostęp do broni i narkotyków, które w poszczególnych akcjach były niezastąpione. Miał wiele kontaktów, które były naszym asem w rękawie. Tym razem spisał się lepiej niż kiedykolwiek, tylko szkoda, że musieliśmy użyć naszych Berett 92 FS na tym kutasie, który tańczył ze Sweeney tego wieczoru.
-Policja już prowadzi śledztwo w klubie. - odparł blondyn wygodnie leżąc na kanapie obok - Jesteś pewien, że atak dzisiejszego dnia był dobrym pomysłem?
-Tak. - wzruszyłem ramionami - Działaliśmy z Michael'em tak jak zazwyczaj. Na pewno nas nie znajdą. - powiedziałem obojętnie, patrząc na telewizor, gdzie Luke oglądał film z laskami w samym bikini. Typowe wieczorki Hemmings'a.
-W sumie to twoja zemsta, a nie moja. - powiedział zapychając usta garścią popcornu.
-Ale siedzisz w tej grze razem ze mną. - warknąłem, zaciskając dłonie w pięści - Sweeney jest kolejnym celem, a wy mi w tym pomożecie czy tego chcecie, czy nie.
-Jak zawsze. - przewrócił oczami - Stary, powtarzasz się. Kolejny chujek znalazł się na naszej liście nieboszczyków. Dlaczego nie trafiłeś od razu w nią? - zapytał, zwracając wzrok w moją stronę.
-Ponieważ to była próba. - odparłem, próbując zachować spokój - Wykonałem dwa strzały z zamkniętymi oczami, a Michael jeden. Wszystkie chybione co oznacza, że zaczynamy grę.
-Sugerujesz wylew krwi w Sydney? - uniósł jedną brew w geście zdziwienia.
-Właśnie tak, Lukey. - posłałem mu cwany uśmieszek - W kilka dni nadziana blondyneczka stanie się naszą marionetką. Jej każdy fałszywy ruch spowoduje śmierć pierwszego lepszego człowieka, który nadepnie mi na odcisk.
-Nie robiliśmy tego od ponad pół roku. - przyjaciel zaczął niepewnie swoją wypowiedź - Jesteś pewien tego co robisz?
-Jak nigdy. - odparłem z nutką rozbawienia - Layton również przybył do Sydney co może być naprawdę komiczne. - prychnąłem.
-Myślałem, że zakończyliście spór zaraz po ujawnieniu faktów dotyczących jego ojca.
-Jesteś naiwny myśląc, że historia naszych starych zostanie zamazana w mojej pamięci. - powiedziałem oburzony - Gówniarz mnie jeszcze popamięta. Wciąż uważam tą całą sprawę za nierozwiązaną.
Hemmings uniósł ręce w geście obrony, a z jego ust wydostawało się głośne mlaskanie spowodowane przeżuwaniem dużej ilości popcornu. Wiedziałem, że dalsza rozmowa z nim nie ma najmniejszego sensu.
Wstałem z fotela i wyszedłem z salonu, kierując się do pokoju gdzie zazwyczaj przebywał Clifford. Chciałem zadać mu kilka pytań ponieważ to on był na czasie z każdą bezcenną dla mnie informacją.
Otworzyłem drzwi do pokoju, który był oświetlony jedynie światłem włączonego komputera. Przy biurku siedział zgarbiony zielonowłosy wpatrzony w duży ekran naprzeciwko niego.
-Jakie wieści? - spytałem, kładąc dłoń na jego ramieniu.
-Gnojek, którego dzisiaj zabiliśmy nazywał się Peter Fleck. - powiedział i spojrzał na mnie.
-Coś mi to mówi. - zamyśliłem się na chwilę, chcąc przypomnieć sobie skąd znam to nazwisko.
-Wiem nad czym główkujesz. - uśmiechnął się dumnie - Przyjaciel Jake'a. Diler, sprowadzał narkotyki z Europy.
-Cholera, przydałby się bo o ile dobrze pamiętam zerwali kontakt. - uderzyłem pięścią w biurko chłopaka.
-Możesz odwiedzić go w grobie i zapytać o coś na temat tego kutasa. - zakpił, z powrotem zwracając wzrok na monitor.
Zacisnąłem mocno szczękę nie chcąc powiedzieć czegoś co mogłoby nam zaszkodzić w planowaniu jak i rozpoczęciu akcji. Moje nerwy nie były stalowe, a kpiny na takie tematy wkurwiały mnie najbardziej.
-Czego szukasz? - zapytałem, zmieniając temat.
-W sumie to niczego. Od ponad dwóch godzin policja próbuje znaleźć ślady po sprawcach zabójstwa. - prychnął - Jesteśmy w tym za dobrzy żeby nas znaleźli.
-Powiedz to Hemmings'owi. On ma wątpliwości. - mruknąłem z niezadowoleniem.
Michael jedynie prychnął słysząc moje słowa, co trochę mnie zdziwiło. Zazwyczaj powtarzał, że Luke jest nieprzyzwyczajony do tego typu akcji ponieważ rzadko bierze w nich udział, dlatego powinienem mu odpuścić.
Nigdy nie doszło pomiędzy nami do rękoczynów. Zazwyczaj obrzucaliśmy się błotem ponieważ Hemmo dość często bronił moje ofiary, które były kobietami. Powtarzał, że zamiast je zabijać możemy zamknąć w piwnicy i się z nimi zabawić.
Nie jestem zbokiem czy pedofilem, który wykorzystuje kobiece ciało do zabawy. Jak każdy lubię spędzić upojoną noc z piękną dziewczyną ale tylko wtedy, gdy obydwie strony tego chcą lub są pod wpływem.
Po kilku minutach zielonowłosy olał fakt, że wciąż stoję obok niego przy biurku. Postanowiłem wyjść z pomieszczenia, nie chcąc się bardziej denerwować.
Przechodząc koło wejścia do salonu usłyszałem wołanie blond przyjaciela. Przewróciłem oczami ze zirytowaniem i niechętnie wszedłem do dużego pokoju.
"Cindy Sweeney, córka Jasper'a i Betty Sweeney, odmówiła wszelakich zeznań na temat zabójstwa dwudziestoletniego chłopaka na imprezie, w nowym, nocnym klubie "Midnight Moon". W szoku trafiła do domu pod opieką przyjaciółki. Czy zabójcy z Melbourne przybyli również do Sydney?"
Słysząc słowa prezentera w wiadomościach z ostatniej chwili, na moich ustach nieświadomie pojawił się lekki uśmieszek. Luke wpatrywał się we mnie, uważnie śledząc reakcję na to co usłyszałem od łysego mężczyzny na kolorowym ekranie.
Nie mogłem uwierzyć, że ta tępa dziewczyna dodatkowo nam pomaga swoją głupotą i naiwnością. Nie chciała powiedzieć policji, że nieznajomy chłopak, tym samym zabójca kutasa Fleck'a groził jej śmiercią? Odmówiła bo co? Bo boi się, że ją dopadniemy? Bo myślała, że kryjąc nas, a raczej mnie, uchroni się przed utratą życia?
Plany z zabiciem jej stawały się coraz bardziej ekscytujące, a ja nie mogę jej odebrać życia od tak. Mam zamiar pobawić się z nią, jak i z jej bliskimi. Dzięki temu, jak sam Lucas to ujął, będzie masowy rozlew krwi w Sydney.
Mała, słodka Cindy nie będzie mogła spokojnie spać nocami. Mam zamiar pokazać jej to o czym nigdy by nie pomyślała choć na moment. Świat, w którym żyję jest przeciwieństwem świata, w którym żyje ona. Chcę żeby poczuła się źle, tak ja ja czułem się przez ponad rok. Jej krzyk i błaganie o litość będą muzą dla moich uszu.
Czy to nie brzmi pięknie? W rodzinnym mieście w końcu dokonam ostatecznej zemsty.

godz. 6:42
30 kwiecień, Sydney

~*Cindy's POV*~
Nie przespałam całej nocy. Wciąż myślałam o sytuacji, która miała miejsce wczorajszego wieczoru.
Nigdy nie byłam świadkiem zabójstwa czy mordu. Zazwyczaj takie rzeczy oglądałam z zaciekawieniem w telewizji późnymi wieczorami.
Ale to co widziałam wczoraj przyprawiało mnie o lęk, który mało kiedy odczuwałam. Chłopak, którego głos cały czas słyszę w głowie groził mi. Powiedział, że jeszcze będę żyła... czyli moje dni już są policzone?
Moja głowa jest przepełniona mnóstwem pytań, na które chcę znać odpowiedź. Czy chłopak, który trzymał mnie przez chwilę w ramionach był chłopakiem, który tańczył z Eri? Czy jego słowa były prawdziwe? A może robił sobie kpiny z nadzianej, głupiej blondynki?
Westchnęłam i odwróciłam się na drugi bok, mocniej przytulając swojego pluszowego misia, którego dostałam na szóste urodziny. Spojrzałam w stronę Eri, która spała na drugiej kanapie z lekko rozchylonymi ustami. Spokój, który gościł na jej twarzy był wręcz nieosiągalny przeze mnie w tym momencie.
Żałowałam, że nie odwróciłam się by zobaczyć kim był tajemniczy chłopak, który w pewnym momencie zniknął bez śladu, zostawiając mnie samą na sali z ciałem nieżywego bruneta. Gdybym wiedziała kto to powiedziałabym policji, opisałabym jego wygląd czy nawet złożyła te wszystkie głupie zeznania. Słysząc jedynie jego głos i czując, że jest wyższy o głowę byłam bezradna dlatego odmówiłam. Nie wiem czy dobrze postąpiłam, nie wiem czy w ogóle decyzja pójścia na imprezę była dobra.
Teraz moi rodzice jak i państwo Greene dowiedzą się, że byłyśmy w klubie. Erica może mieć nieźle przechlapane, a ja zapewne wysłucham kolejnego kazania taty przez telefon i to będzie na tyle.
Nienawidzę faktu z jaką obojętnością mama traktuje mnie w tak poważnych sprawach. Tata może i od siedmiu lat jest nieobecny w moim życiu codziennym ale zawsze zrobi mi wykład na temat mojego złego zachowania i da szlaban. Matka taka nie jest, a przecież to ona dziewięć miesięcy nosiła mnie przy sercu. Skoro jestem dla niej problemem dlaczego nie usunęła ciąży? Nie pamiętam kiedy ostatnio powiedziała, że mnie kocha. Gdy ja jej to powiedziałam nigdy nie usłyszałam słów "ja ciebie też". Nawet jak byłam mała dawała mi tylko lekkiego całusa w czoło i posyłała delikatny uśmiech. Od zawsze mnie to bolało ale wolałam nic nikomu nie mówić i zatrzymać wszystko dla siebie. W mediach jesteśmy pokazywani jako szczęśliwa, kochająca się rodzina, więc co ma do gadania taka gówniara jak ja? Kompletnie nic.
-Cindy, która godzina? - usłyszałam jak Erica mamrocze pod nosem. Spojrzałam na nią. Miała uchylone jedno oko, którym uważnie patrzyła w moją stronę.
-Pięć po siódmej. - odpowiedziałam cicho, gdy spojrzałam na wygaszacz swojego telefonu.
-Że co? Żartujesz? - zajęczała chowając się pod koc, który jej dałam aby się nim przykryła w nocy.
-Niestety nie. Ja już nie śpię dłuższy czas. - powiedziałam zwracając wzrok z powrotem na sufit. Dłuższy czas? Nie spałam całą noc...
Chwilę później poczułam jak blondynka znowu na mnie patrzy. Czułam, że chce mi coś powiedzieć ale wiedziałam, że będzie milczała. Była przejęta moim stanem z ostatniego wieczoru.
Pamiętam jak podeszła do mnie, gdy sala była już kompletnie pusta. Krzyczała żebym dała sobie spokój, że morderca może dopaść i mnie, żebym pojechała razem z nią do domu i zapomniała o wszystkim.
Gdy w końcu mój zaszklony wzrok spotkał się z jej pełnym troski rozpłakałam się jak małe dziecko. Przerażenie tłumiące się we mnie od pierwszego strzału aż do jej przyjścia zaczęło ze mnie uchodzić w formie słonej cieczy spływającej po moich policzkach.
W nocy próbowałam zasnąć, słuchając swoich ulubionych piosenek. Za każdym razem, gdy powoli pogrążałam się w śnie moja podświadomość odtwarzała strzały i krzyk chłopaka. Szybko otwierałam oczy i leżałam chwilę próbując się uspokoić. Rutyna ta trwała w kółko, tak mniej więcej do... teraz.
-Cindy, proszę, zapomnij o tym. - Erica wyszeptała lekko dążącym głosem.
-Skąd wiesz, że myślę właśnie o tym? - szepnęłam równie cicho.
-Znam cię. - znów szepnęła, a po sposobie w jaki to wypowiedziała wiedziałam, że delikatnie się uśmiecha - Wiem, że to dla ciebie szok bo wszystko wydarzyło się na twoich oczach ale czy warto tak to wypominać? - spytała - Nie znałaś go.
Nie znałam ale tu teraz nie chodziło o niego. Bałam się o siebie. Prędzej czy później ten psychopata zabije i mnie. Czuję to, a nie mam serca powiedzieć jej o tym co miało miejsce na sali, gdy ona wybiegła z kluby wraz z innymi spanikowanymi ludźmi.
Faktycznie powinnam wyluzować i zapomnieć o tym choć na moment. Popadłam w jakąś chorą paranoję przez jedno zabójstwo, które mogło być jedynym na kolejne kilka lat. Tylko... dlaczego ja? Chcą ode mnie kasy? Chcą się mną pobawić, a raczej moją psychiką? Co ta cała sytuacja ma w ogóle na celu?
-Erica? - odezwałam się cicho.
-Hm? - mruknęła.
-Spędzisz dzisiaj ze mną dzień? - spytałam niepewnie - Ewentualnie kolejną noc. - dodałam.
-Oczywiście. - powiedziała sekundę po tym jak skończyłam swoją wypowiedź - Dla najlepszej przyjaciółki wszystko.
-Jesteś najlepsza. - powiedziałam głośniej niż dotychczas.
-Wiem. - zachichotała.
Posłałam jej lekki uśmiech na co odpowiedziała tym samym. Przytuliłam mocniej swojego misia i zamknęłam oczy mając nadzieję, że uda mi zdrzemnąć choć na godzinkę. Nie chcę straszyć dzieci na ulicy wyglądając jak zombie, gdy będę szła ulicą razem z Eri. Jestem pewna, że zabierze mnie na zakupy bo gdzie by indziej Erica Greene wzięła swoją przyjaciółkę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wattpad